poniedziałek, 31 grudnia 2012

Życzenia Noworoczne i.. brak podsumowania ;-)


        Wszyscy na blogu robią podsumowania roku 2013. Ja sobie to daruję, ponieważ, gdyż, dlatego że a bardzo nie mam czego podsumować, jeśli chodzi o czytanie. Ten rok, pod tym względem był bardzo ubogi. 
Przeczytałam raptem 36 książek. Nie powala.. No ale mam wytłumaczenie. 
          Ten rok obfitował w zmian w moim życiu, co doprowadziło do braku czasu na czytanie książek. Zmieniłam stan cywilny. Prawie cały rok zajęły mi przygotowania do tego wydarzenia. Jakby nie patrzeć, jest to jedno z najważniejszych rzeczy w naszym życiu. Dlatego też czuję się usprawiedliwiona takim wynikiem przeczytanych książek. 
          Mam nadzieję i będę do tego dążyć, żeby w przyszłym roku ta liczba się powiększyła, a co za tym idzie, także liczba recenzji na moim blogu. Mam zamiar, i to jest jedno z moich postanowień noworocznych czytać więcej książek i pisać recenzje. Może moje wypociny zachęcą (bądź zniechęcą do przeczytania danej książki). 
No, dosyć wypocin. Czas na życzenia noworoczne!

Kochani!  
Życzę wam stałego uśmiechu, goszczącego na Waszych twarzach,
Mnóstwa przeczytanych książek,
I wszystkiego co najlepsze!
Przez cały rok !
Niezapomnianego Sylwestra,
I Szczęśliwego Nowego Roku! 


      Zapewne wielu z was będzie tak wyglądać 01.01.2013 




niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt!




      Wesołych Świąt, spędzonych w rodzinnej atmosferze i szczęśliwego Nowego Roku wszystkim czytelniczkom mojego bloga oraz książkomaniakom! 
Do "napisania" w nowym roku :-)

czwartek, 20 grudnia 2012

"Pamiętnik Księżniczki" -Meg Cabot Seria


   Gdy miałam naście lat, udało mi się dotrzeć do serii o księżniczce Mii, napisanej przez Meg Cabot. Niestety udało mi się przeczytać tylko trzy pierwsze tomy. Ale obiecałam sobie, że kiedyś przeczytam wszystkie. No i w końcu mi się udało. Dopiero po kilkunastu latach, ale obietnicę, którą sobie złożyłam, udało mi się spełnić. Ale chyba nastąpiło to trochę za późno. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię.
   
       Pewnego dnia niezbyt rozgarnięta nastolatka, Mia, która mieszka tylko z matką i kotem (którego nazwała Gruby Louie) w mieszkaniu na poddaszu dowiaduje się, że jest księżniczką małego państwa, leżącego w Europie, Genowia. Jakby tego było mało, poznaje swoją despotyczną i wredną Grandmere. Życie Mii z dnia na dzień zostaje przewrócone do góry nogami. Musi nauczyć się rządzić, bo kiedyś obejmie tron po swoim ojcu, który jest księciem Genowii...

        Krótko mówiąc - ja chyba jestem po prostu za stara, żeby czytać tego typu książki. Czyli dla młodzieży. Mając te naście lat na pewno ta seria by mi się spodobała. Teraz, czytając poszczególne tomy momentami nie mogłam się nadziwić, jakie te nastolatki głupie są :-) Nie, żebym chciała obrażać wszystkie nastolatki, stąpające po ziemi. Piszę to z perspektywy czasu. 

         Nie mogę powiedzieć, książki są napisane łatwym, przystępnym językiem. Szybko się czyta i można powiedzieć,że z przyjemnością. Dla osoby dorosłej to z jednej strony może być doskonały "odmóżdżacz". Nastolatkom na pewno się spodoba. Ciekawa forma pisania pamiętnika przez bohaterkę. I ogólnie nie mogłabym się przyczepić, gdyby nie to,że fabuła (przepraszam za określenie w tym kontekście ;-)) nie powala. No ale nie powinnam się spodziewać Bóg wie czego od książek dla nastolatek! Normalnie przewraca mi się w ...!!

        Podsumowując sympatyczna, momentami pełna humoru seria dla nastolatek, którą czyta się jednym tchem. Dla dorosłych - może być dobrą odskocznią od dnia codziennego, gdzie można się pośmiać, przepraszam za wyrażenie, z naiwności i momentami głupoty bohaterki. :-) Ale mimo wszystko, w ostatnim tomie znalazł się cytat, który przypadł mi do gustu. I w sumie może posłużyć jako pointa: 


"Ale kiedy człowiek dorasta, to traci też przyjaciół - jeśli ma szczęście, to tylko tych niewłaściwych, którzy może nie są tak dobrzy, jak się o nich kiedyś myślało. Jeśli masz szczęście, to uda ci się utrzymać tych, którzy są prawdziwymi przyjaciółmi, tych, którzy zawsze przy tobie trwali... Nawet jeśli tobie się wydawało, że nie trwają."

Tytuł: "Pamiętnik księżniczki"
Autor: Meg Cabot
Wydawca: AMBER
Data: 2000-2009

Moja ocena: 2/5
             5/10



sobota, 8 grudnia 2012

Moje książki w końcu uporządkowane :-)




   Wiem, że zdjęcie jest niewyraźne, ale musiałam się pochwalić moim  dobytkiem książkowym, który dziś w końcu uporządkowałam w mojej nowej sypialni :-) I mam zamiar wszystkie zrecenzować!
Część jest do sprzedania. W najbliższym czasie dam znać jakie tytuły mam do zbycia. Część książek jest nowych, ani razu nie czytanych, które otrzymaliśmy w prezencie ślubnym, a część ma trochę oznak używania. :)
Jeszcze zostaje mi uporządkowanie zbioru wirtualnego, znajdującego się na serwisach http://nakanapie.pl/Iv,profil i http://lubimyczytac.pl/profil/523/ivka

" Uciec przed cieniem" - Ewa Kopsik



   Szacunek dla siebie samego jest podstawą tego, aby inni szanowali nas. Taka myśl od razu mnie naszła, po przeczytaniu kilkudziesięciu pierwszych stron powieści „Uciec przed cieniem” debiutującej pisarki Ewy Kopsik, Inni ludzie instynktownie wyczuwają, gdy sami siebie uważamy za osoby bezwartościowe i tak samo zaczynają traktować nas. Przykłady takich zależności mamy pokazany właśnie w powieści pani Ewy.

            Młoda kobieta z zawodu filolog języka polskiego, której imienia nie poznajemy podczas całej historii, emigruje z mężem – śpiewakiem do Wiednia. Podczas całego swojego małżeństwa obraca się w kręgu „przyjaciół” swojego małżonka, którzy traktują ją jako gorszą od siebie. Jednak sama bohaterka nie dąży do tego, aby zmienić ich stosunek do siebie. Ba, nawet utwierdza ich w takim przekonaniu nie biorąc udziału w dyskusjach. Zamknięta w swoim świecie myśli, często powraca do lat dziecinnych, do Jagniątkowa, która z jej wspomnień jawi się jako oaza, raj na ziemi. Jej niska samoocena i nieporadność życiowa sprawiają, że jest ona zależna od swojego męża i chociaż wie, że jej małżeństwo to fikcja i pasmo nieszczęść nic z tym nie robi.

            Historia toczy się w czasach PRLu i porusza dwa ważne tematy: traktowanie i postrzeganie polskich emigrantów za granicą, a także ukazuje, jaki wpływ mogą mieć na nasze życie wydarzenia z dzieciństwa. Pisarka nawiązuje do teorii „cienia” Junga, który podąża za każdym człowiekiem przez całe życie i wpływa na naszą psychikę i relacje z innymi ludźmi. Jednak to wszystko nie tłumaczy bierności i bezgranicznej zależności od innych bohaterki. Jest ona słaba psychicznie, jest nikim. Sam fakt, że nie wiemy nawet jak ona ma na imię sprawia, że nawet czytelnik zaczyna ją traktować jako osobę bezwartościową. Czytając książkę momentami byłam bardzo zirytowana postawą bohaterki, wzbudzała we mnie złość. Dlatego trudno było mi dotrwać do końca historii. Bohaterka zniechęcała mnie własną bezużytecznością, chociaż wiem, że była osobą inteligentną. Miałam wrażenie, że jest ona małym dzieckiem, które żyje we własnej wyobraźni, nie dopuszczając nikogo dorosłego do swojego świata.

            Bezradność, uzależnienie, strach przed zmianami, niemoc z wyboru – takie myśli mi przychodzą do głowy, kiedy wspominam bohaterkę powieści. I to chyba właśnie jej postać i stosunek do świata sprawiły, że jestem tak negatywnie nastawiona do „Uciec przed cieniem”. Książka na dodatek jest napisana dość ciężkim językiem, momentami niezrozumiałym dla zwykłego czytelnika. Jednak porusza dość ważne tematy, które jednak można by przedstawić w sposób ciekawszy. 

Tytuł: Uciec przed cieniem
Autor: Ewa Kopsik
Wydawca: Nowae Res
Data: 2010

Moja ocena: 2/5
             3/10
Książkę mogłam zrecenzować dzięki serwisowi nakanapie.pl


"Defekt pamięci" - Krzysztof "Semp" Bielecki



     Sięgając po książkę „Defekt pamięci” Krzysztofa Bieleckiego nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie znałam wcześniejszego dorobku literackiego autora. Jednak krótki opis fabuły na końcu książki zaciekawił mnie. Spodziewałam się wciągającej powieści, którą przeczytam w jeden wieczór. Niestety się rozczarowałam, ale o tym później.
            Kiedy Kool Autobee, pracownik biurowy, słyszy w wiadomościach informacje o różnego rodzaju wypadkach, podświadomie wie, że to ma związek z jego osobą. Jedno z wcześniejszych, dziwnych wydarzeń, jakie spotkało Kolla, pozwalało mu sądzić, że te wszystkie katastrofy to jego wina, a jedynym sposobem aby temu zapobiec jest.. wyrabianie codziennej normy pisania tekstu. Na początku są to dwie strony. Ale z czasem tak zwany Motywator wymaga więcej i więcej…

            Powieść naprawdę zapowiadała się ciekawie. Początek wciągnął mnie, ale z każdą stroną coraz gorzej się czytało. Wydarzenia, jak dla mnie następowały zbyt szybko, wskutek czego czytelnik zaczyna się gubić w wątkach, które są coraz bardziej absurdalne i, fakt, na pewno zaskakujące. To jest plus tej książki – zwroty akcji są nieprzewidywalne i sam koniec dla mnie był niespodziewany. Ale to za mało. Brakowało mi tutaj spójności między wydarzeniami. Autor przeskakuje z jednego wydarzenia do drugiego, wtrącając rozdziały, które wydawałoby się zostały wzięte z kosmosu. Chociaż pod koniec powieści wszystkie wątki się zazębiają i mają swoje wyjaśnienie, pozostaje niesmak.

            Ja czytając „Defekt pamięci” po prostu się męczyłam. Ale może to dlatego, że nie przepadam za literaturą absurdu, bo właśnie między innymi do takiego gatunku zaliczyłabym książkę Bieleckiego. Nigdy nie byłam fanką science-fiction, bo wydaje mi się, że i takie elementy są w powieści. Czytając miałam skojarzenie z twórczością Stanisława Lema, choć mogę się mylić.  Za nim też nigdy nie przepadałam. Być może to tylko moje uprzedzenia do tego typu książek, ale nie polecam.

Tytuł: Defekt Pamięci
Autor: Krzysztof "Semp" Bielecki
Wydawca: AIP SEMP
Data: 2012

Moja ocena: 1/5
              2/10
Książkę mogłam zrecenzować dzięki serwisowi nakanapie.pl

czwartek, 4 października 2012

"Przeżyłem śmierć. Prawdziwa historia człowieka, który umarł dwa razy" -Dannion Brinkley



          Na pewno każdy chociaż raz zastanawiał się co nas czeka po śmierci. Jak będzie wyglądało życie po życiu. Są na świecie osoby, które miały okazję przekonać się, co na nas czeka. One przeżyły własną śmierć. Wśród tych ludzi znalazł się Dannion Brinkley, który opowiedział swoją podróż w zaświaty w książce „Przeżyłem śmierć.” To, co tam znajdziemy może nas wszystkich zaskoczyć. Sięgając po książkę Brinkley`a miałam mieszane uczucia. Bo cóż mogę nowego dowiedzieć się, co będzie po śmierci? Każdy człowiek wierzący posiada wizję zaświatów podaną nam od Boga.

        Dannion podczas burzy rozmawiał ze swoim przyjacielem przez telefon. W tym momencie piorun trafił w niego. Pomimo prób ratowania jego życia, lekarz, który przyjechał na miejsce stwierdził zgon. Jednak po kilku godzinach mężczyzna zaczął dawać oznaki życia. W tym czasie Dannion przebył długą i niesamowitą podróż do świata zamarłych i z powrotem do swojego ciała. To wydarzenie – całkowicie go odmieniło. Dannion zaczyna swoją opowieść właśnie od momentu trafienia piorunem, następnie opisuje swoją długą i żmudną drogę do powrotu do zdrowia. Czytelnik widzi, jak wielka zmiana w nim zaszła. Z niczym przejmującego się człowieka stał się osobą, która pragnie czynić dobro. Bohater odpowiada nam na pytanie, co się dzieje po śmierci z duszą człowieka. Uświadamia czytającemu, że każdy z nas ma w swoim życiu jakieś zadanie do wypełnienia, a nasze czyny, te dobre jak i złe, mają wpływ na losy całego świata.

          Opowieść Janniona Brinkley`a jest naprawdę ciekawą i interesującą pozycją, którą każdy, kto wierzy lub nie w życie po śmierci powinien przeczytać. Daje czytelnikowi do myślenia i uchyla rąbka tajemnicy dotyczącej tego, co nas czeka po śmierci. Biorąc za przykład bohatera książki „Przeżyłem śmierć” można dojść do wniosku, że nie trzeba bać się śmierci.

      Książkę mogę polecić każdemu, kto interesuje się „życiem po życiu” i wręcz powinna to być obowiązkowa pozycja dla fanatyków religijnych. Napisana jest prostym, zrozumiałym językiem i nikt nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem przesłania, jakie płynie z opowieści Janniona. Bardzo dobrym cytatem zachęcającym do sięgnięcia po tę książkę jest: „Religia jest dobra, lecz nie pozwól ludziom, by nimi zawładnęła.” Te słowa usłyszał Dannion, będąc wśród zmarłych.

Tytuł: Przeżyłem śmierć. Prawdziwa historia człowieka, który umarł dwa razy
Autor: Dannion Brinkley
Wydawca: Studio Astropsychologii
Data: 2011
Moja ocena 5/5
          8/10

Książkę mogłam zrecenzować dzięki serwisowi nakanapie.pl

"Nadciąga burza. Strażnicy historii" -Damian Dibben



            W ostatnim okresie na rynku książkowym pojawia się coraz więcej publikacji nawiązujących do podróży w czasie. Możliwość przeżycia takiej przygody, chociażby tylko na kartkach książki, staje się coraz bardziej atrakcyjna. Taką okazję daje nam debiutujący w roli pisarza, Damian Dibben, który do tej pory pracował jako scenarzysta przy różnego rodzaju filmach. „Strażnicy historii. Nadciąga burza” to jego pierwsza powieść, a już została okrzyknięta mianem bestsellera.

        Kilkunastoletniemu Jake Djonesowi wydawało się, że ma normalne życie i troszkę zwariowanych rodziców, którzy prowadząc sklep z wyposażeniem łazienek często wyjeżdżali na różnego rodzaju targi. Jednak wszystko się diametralnie zmieniło pewnego burzowego wieczoru. Jake wracając ze szkoły został porwany przez nieznanego jegomościa, który powiedział mu, że wie co się stało z jego rodzicami, którzy podobno zaginęli bez wieści. Ta część młodego chłopca, która pragnęła przeżyć przygodę sprawiła, że poszedł za nieznajomym. Od tego momentu wszystko się zmienia. Jake wkroczył do nieznanego mu dotąd świata, gdzie rzeczywistość miesza się z historią. Do Tajnych Służb Strażników Historii..

        Powieść już po pierwszych kilku stronach przenosi nas w magiczny świat historii i wielkich tajemnic. Możliwość cofnięcia się w czasie sprawia, że czytelnik nie może oderwać się od książki. Mnie także wciągnęła. I porwie każdą osobę, która uwielbia przygody i historię.

         Damian Dibben stworzył niesamowity klimat, jaki brakuje w wielu powieściach. Książka jest napisana prostym językiem, który sprawia, że strony pochłania się w szybkim tempie. Sama nie przepadam za powieściami, które nawiązują do podróży historycznych, jednak „Strażnicy historii” uświadomiły mi, że mogą one być bardzo ciekawe i niekoniecznie nudne.

      Książkę mogę polecić, każdemu, kto uwielbia powieści historyczno-przygodowe. Mogłaby być idealnym prezentem dla dziecka, które nie przepada za czytaniem. Myślę, że dzięki „Strażnikom historii” można by zachęcić do czytania nawet najbardziej opornych. I coś jest w określeniu Jake Djonesa następcą Harry`ego Pottera. Miejmy nadzieję, że ta książka osiągnie podobny sukces. Ja już nie mogę się następnej części przygód Jake`a.


Tytuł: Nadciąga burza. Strażnicy Historii
Autor: Damian Dibben
Wydawca: Egmont
Data: 2012
Moja ocena 4/5
          8/10

Nadciąga burza. Strażnicy historii - CYFROTEKA.PL

Książkę mogłam zrecenzować dzięki serwisowi nakanapie.pl

"Rio Anaconda" -Wojciech Cejrowski



       W swoim życiu przeczytałam bardzo wiele książek. I były to różnego rodzaju publikacje. Począwszy od pozycji stricte naukowych, poprzez poezję, prozę, a skończywszy na literaturze mniej ambitnej. Jednakże nigdy nie fascynowały mnie książki typowo podróżnicze. Można powiedzieć, że wzbraniałam się przed nimi. Dziwne? Owszem. Być może spowodowało to jakieś uprzedzenia. Sama nie wiem. W każdym bądź razie wolałam sama podróżować i zwiedzać niż o tym czytać. Ale jak to bywa, nie zawsze mamy możliwość zobaczenia całego świata. Wtedy jesteśmy skazani na to, co o innych krajach piszą inni w książkach, czasopismach.

       Od opisów krajobrazów wolałam opowiadania na temat kultury, zwyczajów danego kraju, regionu. Według mnie to jest największym wyznacznikiem specyfiki i oryginalności danego regionu. To człowiek w dużej mierze przyczynia się do tego, jak postrzegamy dany region. I książki Cejrowskiego są pod tym względem idealne. Pokazują zwyczaje ludności głównie Ameryki Południowej. Jak trafiłam na publikacje tego pana? Przez przypadek. Najpierw natknęłam się na autorski program Cejrowskiego w TVP2 „Boso przez świat”, w którym pokazywał kulturę, zwyczaje Indian w bardzo interesujący sposób. Jeśli Ty, drogi Czytelniku, widziałeś jego programy to wiesz, o co chodzi.

      Udało mi się dotrzeć do dwóch pozycji tego kontrowersyjnego podróżnika. Pierwszą, którą przeczytałam była „Gringo wśród dzikich plemion”, drugą „Rio Anaconda”. I właśnie tą ostatnią chcę zrecenzować. Już widzę zdziwione miny osób, które to czytają. Dlaczego akurat „Rio Anaconda”, skoro ta pierwsza jest mniej obszerna? Wtedy byłoby mniej do roboty. Otóż odpowiedź jest prosta – Według mnie jest ona o wiele bardziej interesująca niż ta pierwsza. Na to moje zainteresowanie miała wpływ także objętość tej książki. Myślę, że to dość zrozumiałe.

          Na początek przybliżę krótko postać autora, chociaż przypuszczam, że wiele osób ją zna, ale to wcale nie znaczy, że darzy Cejrowskiego jakąkolwiek sympatią. Jest to osoba bardzo kontrowersyjna. Swoimi poglądami na życie i wypowiedziami wywołał niejedną burzę w mediach. Niektórzy go kochają, inni nie znoszą, nienawidzą. Ale przejść obojętnie obok pana Cejrowskiego raczej się nie da. Niejednemu zalazł za skórę. Jednak w swoich książkach podróżniczych jest tylko odkrywcą, odgrywa postać drugoplanową, narratora, który opowiada. Głównymi bohaterami są Indianie. W jego książkach nie ma śladu tej kontrowersyjności pana Wojciecha. Z resztą przekonajcie się sami.

Posłuchajcie…”
Tak właśnie autor zaczyna swoje opowieści i w „Rio Anaconda” i w „Gringo wśród dzikich plemion”. Tym sposobem przykuwa naszą uwagę.

            Od czego by tu zacząć, żeby niczego nie pominąć? Najlepiej chyba będzie, jeśli zacznę od tego, co mi się nie podobało. A było tego niewiele. Tyci tyci, tyciusieńko. Irytujący był fakt, iż autor często miesza różne wątki – w jednym momencie opowiada wydarzenia, jakie działy się przed dotarciem do wioski Indian, a na kolejnej stronie jesteśmy już w wiosce ostatniego Szamana Plemienia Carapana. Jak się potem okazało był to efekt zamierzony przez autora, niemniej mnie on strasznie działał na nerwy. Drugi, a zarazem ostatni minus, jaki zauważyłam to fakt, iż po przeczytaniu książki, nie daje ona o sobie zapomnieć. Powstaje wrażenie, że skończyła się ona za wcześnie ( pomijam fakt, że liczy ona 435 stron!). I pojawia się rozczarowanie. A kolejnych powieści nie ma. I wszystko wskazuje na to, że trzeba będzie na nią czekać długo (Aghrrr…). No, chyba, że ktoś jeszcze nie czytał „Gringo(..)”, ale osobiście nie polecam takiej kolejności.

        Być może to, że książka nie ma konkretnego adresata świadczy o jej ogromnym sukcesie. Jest odpowiednia dla każdego – młodego, starego, małego i dużego.. Prosty, jasny język, jakim jest napisana sprawia, że nadaje się nawet do czytania dzieciom przed snem. No.. Może poza drobnymi wyjątkami.

             Książka podzielona jest na 9 części – Początek, Część 1, która nosi nazwę Księga Słońca, Część 2 (Księga Błota), Część 3 (Księga Mgły), Część 4 ( Księga Dymu), Część 5 (Księga Strachu), Część 6 (Księga Magii), Część 7 (Księga Szeptów) i Część 8 (Księga Powrotu). Dlaczego wymieniam po kolei nazwy Ksiąg? Są one pewnego rodzaju granicami, które po kolei przekracza autor podróżując coraz dalej, na Dzikie Ziemie. W książce znajdziemy jeszcze brązowe strony. Umieszczone są na niej różnego rodzaju zwyczaje Indian. Cejrowski opisuje m.in. na nich, czym dla Indian jest śmierć, jak wygląda ich życie seksualne, kim jest szaman, a także przybliża nam specyfikę „kuchni” indiańskiej (z czego robiona jest chicha, do czego służą liście koki, co to jest kassawa itd.).

           Początek, Księga Słońca i Księga Błota opowiadają o wędrówce w stronę dżungli. Autor relacjonuje Czytelnikowi przygody, jakie go po drodze spotykają, gdzieniegdzie wtrącając jakieś anegdoty z innych wypraw. To jest ten moment, kiedy czytanie stawało się bardzo irytujące, gdyż można było łatwo zgubić wątek. W Księdze Mgły spotkamy Indian za Drugą Kataraktą. To jeszcze nie są Dzicy, gdzie podąża nasz bohater. Ale dowiadujemy się wielu istotnych rzeczy o Indianach i o ich Szamanie. I powoli dowiadujemy się o tym, „..jak myślą Dzicy i warto o tym pamiętać.” W Księdze Dymu poznajemy niektóre, ze zwyczajów Indian, a także to jak postrzegają gringo na przykładzie naszego narratora. Ten wątek może bardzo zainteresować wszystkich nieprzychylnie nastawionych do bohatera, gdyż zostaje on dość mocno, hm, obnażony. ;) Nie będę zagłębiać się w szczegóły i odsyłam wszystkich zainteresowanych do książki. Księga Strachu, Magii, Szeptów to opowieść o ostatnich Dzikich na ziemi. Nasz bohater trafia za Trzecią Kataraktę, gdzie znajduje ostatniego Szamana Plemienia Carapana. Te części niektórzy z was mogą czytać z pewnym niedowierzaniem i zdziwieniem, gdyż to, co się w nich znajduje nie da się wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. Spotykamy się tam z magią, czarami, które często wykraczają zdecydowanie poza nasze racjonalne rozumowanie. Jednak my, gringos, możemy się z niej dowiedzieć wielu dających do myślenia rzeczy.

         U Indian jest Pachamama, u chrześcijan Bóg. Być może te stwierdzenia są nam wszystkim znane, być może kiedyś każdy się nad tym zastanawiał, jednak nas białych od Indian różni jedno – my się sporo nauczyliśmy w szkole. Indianie nie mają wykształcenia, do wszystkiego muszą dochodzić sami, uczą się mądrości, która nam jest przekazywana w szkole. Czy powyższy fragment was nie przekonuje, że Dzicy (a dokładniej najbardziej wykształcony w wiosce, czyli szaman) dorównują inteligencją białym? Ja będę twierdzić, że niewykształcony Indianin może być o wiele inteligentniejszy, może posiadać o wiele więcej wiedzy zdobytej doświadczeniem niż wykształcony gringo. I tego będę się trzymać.

     Zdaje się nie wspominałam nic o ostatniej księdze, Księdze Powrotów. Jak się domyślasz, drogi Czytelniku, znajdziesz w niej odpowiedź, jaki sposób nasz gringo wrócił do domu, co szczerze mówiąc graniczyło z cudem. Nikt nie przypuszczał, że wyjdzie z tego cało. No, ale cuda czasami się zdarzają.

        Obok wątków, które sprawiają, że człowiek zaczyna zastanawiać się nad pewnymi rzeczami są takie wątki, przy których nie sposób nie wybuchnąć śmiechem. Ja nie raz, czytając tę książkę w pociągu wybuchałam dość głośnym śmiechem, co było przyjmowane przez moich współpasażerów dość znaczącymi minami.

        Często wypowiedzi są raczej monologami naszego autora, niż dialogiem. Ale tacy są już Indianie i warto o tym pamiętać.

           „Rio Anaconda” Cejrowskiego jest pewnego rodzaju przewodnikiem po świecie, obyczajach Indian i po dżungli. Bo poruszanie się po dżungli, gdzie czyha bardzo wiele niebezpieczeństw też jest nie lada wyczynem. A tego żaden gringo nie potrafi.

           Z tych wszystkich informacji Indianie jawią się jako bardzo poważny naród, bez poczucia humoru. To także jest bardzo błędne myślenie. Bo poczucie humoru to oni mają. I dorównują tym niejednemu Polakowi.

         Na koniec warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz- przypisy tłumacza. I często też przypisy autora do przypisów tłumacza ;-) Wyjaśnić muszę od razu, że tłumaczem jest pani Helena Trojańska jednak, jak się dowiadujemy dalej Heleną Trojańską jest sam autor, czyli Wojciech Cejrowski. Spytasz, drogi Czytelniku dlaczego tak? Cóż do tej pory tego nie rozumiem i pojąć nie mogę. Być może chodzi o to, że wyglądałoby to dziwnie, gdyby autor kłócił się z samym sobą. Jak taka polemika wygląda?

         Te konfrontacje na linii Autor – tłumacz nadają książce oryginalności. Nie spotkałam się wcześniej z taką polemiką. Dlatego też jest to kolejny plus za pomysłowość.
   
         Tak jak autor zauważa, być może czytamy ostatni raz na temat ostatniego plemienia Carapana. Bo kto wie, kiedy na te tereny trafi biały człowiek i „ucywilizuje” Indian. Wtedy pamięć po rdzennych mieszkańcach Ameryki pozostanie na kartach książki. A kolejne pokolenia będą mogły sobie wyobrażać, że kiedyś ktoś taki żył.

          Dzicy – Nie Dzicy. Nie mniej inteligentni od nas, a czasami przewyższają inteligencją nie jednego gringo codziennie walczą o przetrwanie w dżungli, gdzie biały człowiek zginąłby już po kilku pierwszych metrach. Dlatego warto przyjrzeć się tej książce. I dlatego też wydaję nad nią tyle ochów i achów.

         Na koniec czas przyjrzeć się oprawie książki. Okładka przykuwa uwagę. Zdjęcie Indianina na tle brązowej okładki. Mnie takie zestawienie się bardzo podoba. Oryginalne barwy, które idealnie pasują do gatunku książki. Czcionka jest czytelna, oczy przy czytaniu się nie męczą. Dodatkowo autor stosuje różnego rodzaju zabiegi, które mają przykuć uwagę czytelnika – a to większa czcionka, albo charakterystyczne wytłuszczenie wyrazu czy też podkreślenie kursywą słów, które są dość ważne. Grubą czcionką autor pisze swoje komentarze do każdej z części – wprowadzenie. Całość dopełniają zdjęcia, które są znakomitej jakości i naprawdę robią wrażenie. Pomagają oddać prawdziwe wyobrażenie o Indianach i ich kulturze i sposobie bycia.

         Nigdy nie byłam dobra w pisaniu recenzji. I nigdy nie gustowałam w książkach podróżniczych. Być może teraz się pogrążę, ale przy książkach Tonyego Halika po prostu się nudziłam. Męczyłam się przy czytaniu. Ale przy powieściach Cejrowskiego nie da się zasnąć, dlatego też mogę z czystym sumieniem polecić tą pozycję wszystkim, którzy nie lubią czytać o podróżach. Gwarantuję, że będą chcieli więcej. Tak jak ja. I czekam na kolejne części. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Tytuł: Rio Anaconda
Autor: Wojciech Cejrowski
Wydawca: Bernardinum
Data: 2009

Moja ocena 5/5
          10/10

He`re we go!


   No to zaczynamy pisać, próbować pisać czy jak to nazwać, recenzje. Po swojemu, tak jak mi się to widzi :) Nie zawsze to będzie poprawnie składniowo więc proszę o wybaczenie, aczkolwiek liczy się przekaz prawda? :)
Na początek zamieszczę kilka starych recenzji, które pisałam do portalu nakanapie.pl. To właśnie dzięki niemu zaczęłam bawić się w pisanie recenzji. :)
Dziękuję!
 

Copyright © 2008 Green Scrapbook Diary Designed by SimplyWP | Made free by Scrapbooking Software | Bloggerized by Ipiet Notez