Dziś przedstawiam Wam powieść, którą wiele czytelników kocha. A dla mnie to był rekord - czytałam tę książkę ponad pół roku! Musiałam ratować się jakimiś przerywnikami, bo chyba nie potrafiłabym czytać jej bez przerwy. Oj, ileż ja się namęczyłam z tą powieścią! Przeklinałam, złorzeczyłam, już miałam niecne plany porzucić lekturę i się nie wściekać, ale zawsze jakimś cudem do niej wracałam. Ale przejdźmy do właściwej recenzji.
Locke Lamora należy do Niecnych Dżentelmenów - gangu złodziei, którzy gracują po mieście Camorra. Poznajemy go jako małego, osieroconego chłopca, który zostaje przyjęty pod skrzydła osoby, która szkoli dzieci na złodziei. Dość szybko łapie o co w tym chodzi, co sprawia, że kilkanaście lat później jest on postrachem całego miasta. Mieszkańcy nazywają go Cierniem Camorry. Okrada bogatych, ale nie po to, żeby dać biednym. Wszystkie pieniądze trafiają do jego gangu.
Niecni Dżentelmeni czują się w mieście jak ryba w wodzie. Znają każdy kąt, każdą dziurę. Ich oszustwa są bardzo dopracowane i przemyślane. Tutaj nie ma miejsca na improwizację, chyba, że mają nóż na gardle. Dlatego też odnoszą oni takie sukcesy. Jednak w mieście dzieje się coraz gorzej. Locke i jego przyjaciele zostają uwikłani w wielką intrygę i tylko ich spryt, inteligencja i współpraca może ich uratować przed śmiercią.
Szczerze mówiąc, zupełnie nie rozumiem fenomenu tej powieści. Pierwsza połowa tak mnie zmęczyła, że zupełnie straciłam ochotę na czytanie dalej, ale jakoś się przemogłam. Tak, potem było już tylko lepiej. Być może trzeba było wprowadzić czytelnika w mroczny świat Camorry, ale dla mnie jednak to było zbyt dużo.
Powieść podzielona jest tak jakby na dwie części, które są poprzeplatane ze sobą. Każdy rozdział poprzedzony jest tak zwanym Interludium, opowiadającym o przeszłości Niecnych Dżentelmenów. Dzięki temu, możemy chłopców lepiej poznać. Jest to bardzo ciekawy i udany zabieg. Język powieści jest prosty, ale bardzo barwny. Autor wytworzył nim specyficzny klimat, którego nie da się podrobić. Jak tylko zaczynałam czytać książkę, od razu przenosiłam się do Camorry, która przypominała mi swoim opisem Wenecję. W tym wszystkim było coś niepokojącego. Odbierałam świat przedstawiony przez Lyncha jako mroczny, ponury - "czuć" w powietrzu, że za chwilę coś niedobrego się wydarzy. Takie wrażenie miałam przez całą książkę. Nawet trudno mi opisać odczucia, jakie miałam podczas czytania, bo trudno to ubrać w słowa. Tak jakby coś czaiło się za rogiem. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Rzadko kiedy potrafię tak się wczuć w klimat powieści. I to jest wieelki plus "Kłamstw...".
Postacie stworzone przez Lyncha są, hm... nie powiedziałabym, że oryginalne i zapadające w pamięć. Często musiałam wracać do opisów kamratów Locke, ponieważ po prostu mi się mylili. Niby każdy z nich był różny, a jednak brakowało im jakiejś takiej wyrazistości. Mnie w pamięć najbardziej zapadł Capa Barsavi i tajemnicza Sabetha. Tą drugą uważam za bardzo intrygującą postać i pewnie między innymi po to, aby dowiedzieć się kim ona jest, sięgnę po kolejną część Niecnych Dżentelmenów. Jednak nie nastąpi to zbyt szybko. Nie jest to seria, którą umieszczę wysoko na swojej liście TOP. Niemniej swój urok ona ma.
Scott Lynch stworzył świetną książkę. Tak, muszę to napisać. Dopiero dzisiaj doczytałam, że jest to jego debiut. W tym momencie chylę czoła i klaszczę bardzo mocno. Bo chyba niewiele jest tak udanych początków. Na pewno będę śledzić poczynania pana Lyncha, bo kolejne powieści mogą być o wiele wiele lepsze.
Locke Lamora należy do Niecnych Dżentelmenów - gangu złodziei, którzy gracują po mieście Camorra. Poznajemy go jako małego, osieroconego chłopca, który zostaje przyjęty pod skrzydła osoby, która szkoli dzieci na złodziei. Dość szybko łapie o co w tym chodzi, co sprawia, że kilkanaście lat później jest on postrachem całego miasta. Mieszkańcy nazywają go Cierniem Camorry. Okrada bogatych, ale nie po to, żeby dać biednym. Wszystkie pieniądze trafiają do jego gangu.
Niecni Dżentelmeni czują się w mieście jak ryba w wodzie. Znają każdy kąt, każdą dziurę. Ich oszustwa są bardzo dopracowane i przemyślane. Tutaj nie ma miejsca na improwizację, chyba, że mają nóż na gardle. Dlatego też odnoszą oni takie sukcesy. Jednak w mieście dzieje się coraz gorzej. Locke i jego przyjaciele zostają uwikłani w wielką intrygę i tylko ich spryt, inteligencja i współpraca może ich uratować przed śmiercią.
Szczerze mówiąc, zupełnie nie rozumiem fenomenu tej powieści. Pierwsza połowa tak mnie zmęczyła, że zupełnie straciłam ochotę na czytanie dalej, ale jakoś się przemogłam. Tak, potem było już tylko lepiej. Być może trzeba było wprowadzić czytelnika w mroczny świat Camorry, ale dla mnie jednak to było zbyt dużo.
Powieść podzielona jest tak jakby na dwie części, które są poprzeplatane ze sobą. Każdy rozdział poprzedzony jest tak zwanym Interludium, opowiadającym o przeszłości Niecnych Dżentelmenów. Dzięki temu, możemy chłopców lepiej poznać. Jest to bardzo ciekawy i udany zabieg. Język powieści jest prosty, ale bardzo barwny. Autor wytworzył nim specyficzny klimat, którego nie da się podrobić. Jak tylko zaczynałam czytać książkę, od razu przenosiłam się do Camorry, która przypominała mi swoim opisem Wenecję. W tym wszystkim było coś niepokojącego. Odbierałam świat przedstawiony przez Lyncha jako mroczny, ponury - "czuć" w powietrzu, że za chwilę coś niedobrego się wydarzy. Takie wrażenie miałam przez całą książkę. Nawet trudno mi opisać odczucia, jakie miałam podczas czytania, bo trudno to ubrać w słowa. Tak jakby coś czaiło się za rogiem. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Rzadko kiedy potrafię tak się wczuć w klimat powieści. I to jest wieelki plus "Kłamstw...".
Postacie stworzone przez Lyncha są, hm... nie powiedziałabym, że oryginalne i zapadające w pamięć. Często musiałam wracać do opisów kamratów Locke, ponieważ po prostu mi się mylili. Niby każdy z nich był różny, a jednak brakowało im jakiejś takiej wyrazistości. Mnie w pamięć najbardziej zapadł Capa Barsavi i tajemnicza Sabetha. Tą drugą uważam za bardzo intrygującą postać i pewnie między innymi po to, aby dowiedzieć się kim ona jest, sięgnę po kolejną część Niecnych Dżentelmenów. Jednak nie nastąpi to zbyt szybko. Nie jest to seria, którą umieszczę wysoko na swojej liście TOP. Niemniej swój urok ona ma.
Scott Lynch stworzył świetną książkę. Tak, muszę to napisać. Dopiero dzisiaj doczytałam, że jest to jego debiut. W tym momencie chylę czoła i klaszczę bardzo mocno. Bo chyba niewiele jest tak udanych początków. Na pewno będę śledzić poczynania pana Lyncha, bo kolejne powieści mogą być o wiele wiele lepsze.
Tytuł: "Kłamstwa Locke`a Lamory"
Autor: Scott Lynch
Autor: Scott Lynch
Wydawca: Filia
Rok: 2016
Rok: 2016
Ocena: 6/10 - Warto zerknąć
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli już tu jesteś, zostaw po sobie ślad. :-)